Bóg stwarzając świat, powiedział – czyńcie sobie ziemię poddaną. Czyli zawarł nakaz, aby w każdej dziedzinie życia, człowiek kierował się dobrem wszystkich (dobrem wspólnym). Stąd logicznym jest zaangażowanie człowieka w sfery życia gospodarczego, prawodawczego, społecznego, kulturowego etc. Także sfera polityki jest dziedziną w której kreuje się przyszłość. To wyznaczanie wizji człowieka za 5, 10, 50 lat. Celem więc tej aktywności jest – służba osobie ludzkiej i społeczeństwu. Nieszczęściem człowieka jest to, że oddał tę sferę w ręce tzw. partii. Jak wiemy nadrzędnym celem partii jest zdobycie władzy a tym samym „urządzenie siebie” i swoich bliskich, bez oglądania się na społeczeństwo (to może przesada, ale jakże w Polsce realna i namacalna). Taka partiokracja zabiega o – odsuwanie coraz dalej społeczeństwa od tej sfery działalności – wmawiając, że tylko oni mają monopol na „rządzenie”. Celowe są „działania”, które powodują coraz większe zohydzenie ludzi do polityki i polityków. A my, katolicy, dajemy się tam zaganiać i twierdzić (za ich hasełkami), że polityka jest „brudna”, niemoralna, złodziejska i stąd przestajemy się interesować tym, co robią politykierzy za naszymi plecami – dla nas!
Jest jednak duża grupa ludzi, którzy rozumieją manipulacje i rozumieją – politykę. Rozumieją, że może być czysta, może być moralna i uczciwa. Jaka może być, naucza nas Katolicka Nauka Społeczna. W adhortacji apostolskiej JPII, „Christifideles laici” czytamy: „Świeccy nie mogą zrezygnować z udziału w polityce, czyli różnego rodzaju działalności gospodarczej, etc….., która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra”. Zgodnie z duchem katolickiego nauczania społecznego, działalność polityczna chrześcijan musi być ściśle związana z postawą służby, która decyduje o moralnej wartości, przyczyniając się do przezwyciężania takich pokus jak nieuczciwość, kłamstwo, wykorzystywanie dóbr publicznych do nieuczciwego wzbogacania się określonej grupy, a więc stosowanie metod bandyckich (np. fałszowanie wyborów) zdobywania władzy i utrzymanie jej za wszelką cenę. Stąd hasełka sztucznego rozdziału religii od polityki. W tym celu wykorzystuje się słowa Jezusa: „Oddajcie co cesarskie cesarzowi, a co boskie – Bogu” To nadużycie i nadinterpretacja, bo np. Św. Ambroży nauczał: „Nie godzi się cesarzowi zabraniać wolności słowa i nie godzi się kapłanowi przemilczać własnego zdania”. Stąd fałszywe slogany typu, że Kościół nie powinien „wtrącać się” do polityki, czy że religia nie ma nic wspólnego z polityką. Ugruntowując takie fałszywe tezy, przyczyniają się do faktycznej nieobecności katolików w życiu politycznym (ok. 50% nie chodzi na wybory).
Sobór Watykański II podniósł ten problem w stwierdzeniu: „rozłam miedzy wiarą wyznawaną a życiem codziennym jest jednym z największych błędów współczesnych czasów. Brak zainteresowania ze strony chrześcijan sprawami doczesnymi a więc także politycznymi, „jest zaniedbaniem swoich obowiązków wobec bliźniego a co więcej, wobec samego Boga i narażaniem na niebezpieczeństwo swojego zbawienia”. Stąd zachęta do tych, „którzy posiadają talent do działalności politycznej lub mogą się do niej nadać, aby się do niej sposobili i oddali się jej nie myśląc o własnej wygodzie lub zyskownym stanowisku”. Politycy wszak mają się przeciwstawiać uciskowi ze strony władzy na jednostki lub samowładztwu i nietolerancji partii politycznych, działając roztropnie i nienagannie moralnie. Obowiązkiem Kościoła katolickiego (m. in.) jest wyrażanie ocen moralnych na temat doczesnych rzeczywistości, w tym na działania polityczne. Sami duchowni nie mogą (jak przed wojną) uczestniczyć (kodeks KPK) w gremiach politycznych (np. Sejm, rząd etc) czy związkach zawodowych. Człowiek także jest wezwany do odrzucenia koncepcji pluralizmu pojmowanego w sensie relatywizmu moralnego. Jest on bowiem szkodliwy i nie może być „przedmiotem negocjacji”. Nie można więc podważać prawa naturalnego czy nauki moralnej zawartej np. w Dekalogu. Kościół uczy także, że prawda i wolność albo istnieją razem, albo też razem marnie giną, jak pisał JPII w encyklice „Fides et ratio”. Zdumiewające jest to, że polityka stawia w centrum państwo, władzę – a nie człowieka. Święty Tomasz More, patron Rządzących i Polityków, aż do męczeńskiej śmierci wyznawał doktrynę, że „nie wolno oddzielać człowieka od Boga ani polityki od moralności”. W tym sensie, prawo Boże z Jego nauką moralną musi być na piedestale życia społeczno-politycznego, bo w drugim wariancie, czeka niechybny upadek społeczności. Rozumiem, że w takim duchu – służby społeczeństwu, występuje kandydat na prezydenta Grzegorz Braun. Obserwując Jego dotychczasowe działanie i odważne oraz mądre oceny rzeczywistości, możemy mieć ogromną nadzieję na zmianę polityczną w Polsce.
AKS