Mój globtroter był wyraźnie poruszony wspomnieniami i z błyskiem w oczach opowiadał o swoich wojażach. Wysłuchując ponownych opowieści o dalekich podróżach, nie sposób było skonstatować pewnych konkluzji. Jedni mają nawyk…gromadzenia na „czarną godzinę”, ciułając i oszczędzając, odmawiając sobie … wiele. A potem znów się martwią, bo… inflacja im zżera…! Drudzy, taki sposób na życie nie uważają za najlepszy. Wolą, bardziej użyć tych oszczędności, dla większej przyjemności w życiu. Nie widzą sensu, by „ciągle ciułać” na… „czarną godzinę”. Ocena tych postaw, zapewne będzie różna, jednak, jest jakaś racjonalność, gdy ludzie są żądni innych kultur, światów, obyczajów. Mój interlokutor chętnie odwiedzał i doświadczał tych „innych”. Tym razem opowiedział o wyjeździe do Tunezji. To już nie wyspa Jerba, ale klasyczny Hotel Garden Resort & Spa na kontynencie. Stąd łatwiej do wycieczek np. do stolicy Tunis.
Wyjazd organizowany przez firmę Sun & Fun, chyba był dobrze zorganizowany. Rezydentka , już po wylądowaniu w Monastirze, z zaangażowaniem zajęła się kilkunastoma wczasowiczami. Oczywiście, każdy miał rezerwację w innym hotelu. Jednak, udało się dotrzeć na … koniec kolacji o 21 wieczorem. Dopiero potem .. formalności. Klimatyczne, to dość duża opłata w hotelu z 4 gwiazdkami… taki klimat. Ale czarny „kamerdyner” chętnie wziął walizkę i zaprowadził do pokoju… może nie licząc, ale był zadowolony z tipa. Na rękę dostałeś opaskę, a to przy all inclusive był przepustką do wszystkiego „za darmo”. Darmowe drinki, napoje, placki między posiłkami itd. Sam hotel ma kilkaset pokoi, więc jest dość duży. Wieńczą go takie „grzybki” z palącymi się w środku światłami (pięknie wygląda nocą). Dwa baseny, w tym jeden ze zjeżdżalniami dla dzieci. Dla dzieci, bo sam… się „zaklinował”, wskutek małej ilości wody w rynnach. Całość to – ogród drzew oliwnych i palmy. Plaża nad morzem… no jest pewien problem, bo to ok 800 m dalej. Niby ma być taki pojazd dowożący, ale praktycznie tylko dwa razy go spotkaliśmy. Kto więc nie lubił chodzić, to zostawał basen hotelowy. Za to samo morze śródziemne…mmm. Ciepłe, czyste, słone i relaksujące. Leżałeś na wodzie nie tonąc,omiatany spokojnymi falami. Piasek drobny i codziennie jakoś tam sprzątany. Nie tak tłoczno jak np. na Sycylii i leżaki za darmo (na Sycylii za sporą opłatą). Dobrze było mieć swój ręcznik. Rewelacyjne takie leżaki „dmuchańce” na piasku, gdzie bardzo wygodnie swoją chudobę ułożyłeś do promieni…
Hotel… raczej dla miejscowych, czy innych muzułmanów (przeważająca religia w Tunezji). Białych raczej mało, Polacy z Anglii, Szkocji, Czesi… Stąd pole do obserwacji i porównań było nader duże. Posiłki… Wiele komentarzy (po wczasach na różnych stronach internetowych) jest zwykle w tonie… jednostajne, mało zróżnicowane, niedoprawione etc. Tak piszą… wieczni malkontenci, wiecznie „niezadowoleni”. Różne dania na śniadanie, inne na obiad, który mogłeś zjeść także na kolację. Sałatek z 10. Drugich dań podobnie. Ciast kilkanaście, i… na stałe arbuzy i melony (tu niestety nie było daktyli jak rok wcześniej na Djerbie). Osobne stanowisko dla pizzy (gościu bardzo przyjemny i nawet się „zaprzyjaźniliśmy”, co dawało potem dobre rezultaty). Osobne stanowisko do grilla. Dwa razy jedliśmy małże, czy krewetki (niestety ośmiornic… nie). Ryby na różne sposoby, a dobre z grilla. Rano automaty do kawy, czekolady czy podobnych… Stale napoje z owoców tropikalnych, czy „europejskich” coli, fanty itd. Cóż, była też „siłownia” , czy raczej fitness. Jak na warunki Tunezyjskie, nawet był jakiś kawałek „Atlasu”. Aby poćwiczyć, trzeba było skombinować solidnego gwoździa do podwyższania ciężaru (tkwił tam kawałek… gałęzi!). Ale wróćmy do posiłków. Szok. Gdy popatrzyłeś jak jedzą miejscowi, to… nasze poczucie kultury było w odwrocie. Zastawili najpierw stolik (4 czy 8 osobowy), wszelkimi daniami, owocami, ciastami i…. jedli. Rodzina z dwójką czy trójką dzieci, no ale cały stół musiał być zastawiony. Ile te dzieci zjedzą? No i potem widzimy, odpadki rozwalone na stole, połowa nie zjedzona! I to wszystko szło do koszy z odpadkami. Takie marnotrawstwo jedzenia, to nie w kulturze zachodu. My, gdy zjedliśmy, szliśmy po inny talerz, potem po ciasto i owoce i wszystko raczej było zjadane. Kolację zwykle kończyło się lodami a potem, na zewnątrz, drinki, napoje itd. Nic dziwnego, że bardzo dużo Tunezyjek jest, nawet młodych – w nadobfitości ciała. Wieczorami – wieczory z animacjami. Tu akurat rewelacji nie było (w porównaniu do poprzedniego roku w Sun Beach). Kilku młodych tańczyło do różnych rytmów. Wcześniej „dyskoteka” dla dzieci.
Wycieczki, bo nie dało się cały czas leżeć i opalać się. Mile wspominał tę na wielbłądach (Caravana). Można było na wielbłądach lub na bryczce – trasą wyschniętej rzeki (latem). Ciekawa roślinność po bokach. Wracamy na to małe gospodarstwo agroturystyczne a tam już pali się taki piec do wypieku chleba. Za chwilę gospodyni przynosi placki do wypieku. Za 10 minut, pakuje to na głowę i… przenosimy się w miejsce jedzenia. Pokroiła chleby i maczała w jakimś sosie. Niezłe. Do tego herbata, no ale jaka – miejscowa. Bardzo mocna i bardzo słodka. Arbuzy, melony itd. Potem przynoszą taki stojak z ubraniami. Ubierają wszystkich w tutejsze stroje… Zaczyna się zabawa, czyli tańce w tutejszych rytmach. Gospodyni, b. sympatyczna, i nawet zatańczyłem z nią „pod boczki”. Potem się pytam (choć ona słabo po angielsku) czy zamężna, no i ile ma dzieci. Mówi – dziesięcioro! Na ładnie. Bardzo miła wycieczka z folklorem.
Druga na „statku pirackim”. Kilka km od hotelu była „Marina” czyli przystań z jachtami, katamaranami czy „piratami”. Zamustrowali nas na pokładzie. Wypływamy a tam już po wantach skaczą piraci… Kilkugodzinna wyprawa i chyba też sympatyczna. W trakcie występy i tańce pirackie. Fakir… „wsadzał” sobie to tu to tam różne ostre rzeczy i nawet w oko taki mieczyk… Popłynęliśmy pod fort Hammamet i tam zakotwiczenie. Piraci zaczęli skakać z burty do wody. Ja, mając płetwy i maskę, zszedłem rufą do wody. Ciepła, czysta… no już wiecie. Po kilkudziesięciu minutach wracamy na posiłek. Może nie nadzwyczajny, ale zawsze. Wracamy, występy, tańce… warto.
Wycieczka do Tunisu. Byłem na nią już wcześniej nastawiony. Też ciekawa i pouczająca. Starożytne termy Rzymskie. Szczątki cywilizacji punickiej. Wszędzie te stragany i wszędzie te „handlowanie z cenami”. Nie wolno dać się nabrać, bo potem żałujesz. Wziąłem do ręki takie sandały. Już był przy mnie. Jaki numer? Przymierzyłem, no ale ile chcesz? Już ci będzie przypalał, bo zobacz to skóra z wielbłąda itd. No ale ile? 150 dinarów. Co ty chory? Wychodzę. Łapie za rękaw, no ile pytam, a ile dasz. Mówię pięćdziesiąt. Mina mu zrzedła, ale mówi daj 60. Masz. Potem w hotelowym sklepiku spytałem, cena taka sama. Ale… ciekawa droga (dosłownie) przez… jezioro. Centrum, trochę jakby przypominało aleję wiodącą na szczyt Jasnogórski. Po obu stronach duże budynki, a na końcu jest taka ścieżka, ulica (Medina) przez stoiska z wyrobami lokalnymi a kończąca się na Synagodze. Wcześniej – katolicka Katedra! Ładna a naprzeciwko sklep, uwaga z cenami państwowymi! Faktycznie, zrobiliśmy solidne zakupy, bo ceny o 1/3 niższe niż gdzie indziej. No i widzisz metkę z ceną, a to b. wygodne. Obiado-podwieczorek (w ramach wycieczki) i do domu. Autostradą to szybko.
Dwudniowa wycieczka na Saharę, bardzo pouczająca, ale już byłem rok temu więc… Otoczenie hotelu… takie sobie a najbliższy większy supermarket ok kilometra.
Jeden dinar to ok 1,4 zł. Wymieniasz dolary czy euro w hotelach. Tam czujemy się.. dobrze, wszak lokalni zarabiają ok 800 dinarów. Dlatego stać nas na wiele, co kontrastuje np. z Europą zachodnią.
Nie sposób wspomnieć „kultury” odprawy na lotniskach. Zaczynamy na „Szopena” w W-wie. Wiedziałem, że wolno tylko 100 ml wody (sic!), ale miałem to w większej butelce. Odebrali i wrzucili do kosza, taki klimat. Teraz zaś traktowali nieco lepiej i nie kazali wyskakiwać z butów, okularów itd. – jak rok wcześniej. Dobrze, że już wewnątrz butelka wody 0,5 l kosztuje 5 zł (rok temu ok 10!!). Za to z Tunezji wieziesz wody ile chcesz, ja miałem litr. Takie obyczaje. Pomimo pół godzinnego opóźnienia startu samolotu, przyleciał na czas!
Co więcej, interlokutor podpowiedział, że te lepsze hotele na następny rok, są wykupywane już nawet teraz, by sobie zadatkować i mieć pewność. Mam taki dobry hotel i tylko… chętni?? W kilku to inna rzeczywistość i większa swoboda. Organizujmy się. Ceny? Jak rozmawiam z „polskimi” turystami, to są zupełnie porównywalne a słońce jest zawsze, co nie można powiedzieć o Polsce.
Aleksander Szymczak